Hej!
O rozdziale więc... Jest długi. Pisałam go dość dawno i nie zdawałam sobie sprawy, że to wyjdzie aż tyle tekstu. Opisik pisałam dwa razy, ale ten mi się podoba :>. Nie wiem, co czego mogłabym się jeszcze odnieść. Może do tego, że swój mały debiut mają w tym rozdziale bliźniacy. Ale czy to dobrze dla Lou?
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem!
~~
Następnego dnia Anna zabrała Lou na zewnątrz. Pamiętając zdarzenie z poprzedniej nocy, Lou niechętnie przystała na tę propozycję. Dom wydawał jej się o wiele bezpieczniejszy. Jednak po wielu prośbach i zapewnieniach o całkowitym braku potworów na podwórku, zgodziła się wyjść.
Szumiąca, bezkształtna masa ze wczoraj, dzisiaj okazała się potężnym lasem. Wszędzie dookoła rosły brzozy, kasztany, sosny, dęby i wiele innych drzew, których nazw Lou nawet nie znała. Miejsce, w którym znajdował się dom, wyglądało na polanę — bez niepotrzebnych zarośli i drzewek. Za to z ogródkiem warzywnym i ustawionym obok domkiem na narzędzia. Pomalowanymi farbą, która kiedyś prawdopodobnie była biała — zdążyła już jednak poodpadać w wielu miejscach.
— Pogoda jest dziś bardzo ładna, zakładam, że już niewiele zostało słońca tej jesieni. Zajmę się warzywami w ogródku, możesz mi pomóc — wyjaśniła Anna z uśmiechem.
Lou chcąc nie chcąc, podążyła za nią. Siedząc na małym stołku, obcinała marchew, którą Anna co chwila jej podrzucała. Lou z zaskoczeniem oraz niemałym przerażeniem stwierdziła, że dom w całości otoczony jest lasem. Spytała o to również Annę.
— A, zgadza się, las dookoła. — Zaśmiała się dziewczyna, otrzepując spodnie z ziemi. — Wioska jest dwa i pół kilometra w dół drogi.
— Dlaczego mieszkacie tak daleko? — spytała zdziwiona Lou.
— Wiesz, to babci dom — odparła dziewczyna, wzruszając ramionami — Podobno jej dziadek pracował jako leśnik i mieszkał w leśniczówce, która tutaj kiedyś stała. Później ją przebudował i zostało.
Lou nagle zdała sobie sprawę, że to pierwszy raz, kiedy opuściła Frojie. Dla niej samej wyjechać z miasta było ciężko — ze względu na chorobę i przewrażliwioną matkę. Czasami Rough opowiadał jej o życiu na wsi, lecz starała się puszczać to mimo uszu — wolała nie tęsknić za czymś, czego nie mogłaby nawet mieć. Teraz sytuacja miała się jednak inaczej. Siedziała na autentycznym stołku, w prawdziwym ogrodzie warzywnym i, co więcej, w środku lasu. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie.
Praca zajęła im więcej czasu, niż Lou przypuszczała. I ręce bolały ją bardziej, niż mogłaby się spodziewać. Kiedy więc Anna oznajmiła, że to już koniec, Lou była wniebowzięta.
— Dobrze ci szło — podsumowała Anna, chowając narzędzia do schowka — Wiesz, zazwyczaj pomaga mi Cirin, ale on...
Anna przerwała.
Wpatrywała się w miejsce, tuż przed płotkiem. Lou też tam spojrzała, nic jednak nie udało jej się zauważyć. Słońce zaszło już sporo czasu temu i zaczynało zmierzchać. Anna złapała Lou za przedramię i przyciągnęła do siebie. Nieco ponad wysokością bioder, przed Anną pojawiły się dwie, po prawej i lewej stronie, kule nikłego światła. Zanim Lou zdążyła cokolwiek powiedzieć, zauważyła powód całego zamieszania.
Przed nimi stała postać. Lou zakryła dłonią usta, wpatrując się w jej twarz.
— Wiesz, gdzie jesteś? Jak się nazywasz? — spytała Anna z uśmiechem.
— Rough — odpowiedziała za niego Lou.
— Lou — odezwał się chłopak, ignorując Annę — Znalazłem cię! Tak myślałem, że to gdzieś tutaj!
— J...jak się tutaj dostałeś?
— To długa historia. Zabiorę cię do domu, w porządku?
— Przepraszam!
Lou i Rough spojrzeli na Annę, która stała z dziwnym, nieco przerażającym grymasem na twarzy.
— Rozumiem, że się znacie. Muszę jednak ciebie, kimkolwiek jesteś, uprzedzić, że Luseanne nigdzie się stąd nie rusza.
Chłopak spojrzał na Annę zmieszany i jakby przestraszony.
— Ale Lou chce iść ze mną, prawda?
— To nie ma nic do rzeczy! — Anna zmarszczyła czoło w kolejnym nieprzyjemnym grymasie — Jako członek Organizacji pouczam cię, że Luseanne jest zagrożeniem, które znajduje się obecnie pod moją kontrolą. Jeśli będziesz stawiać opór...
— Wiem, kim jest Lou. — Rough zmierzwił włosy z niewinnym wyrazem twarzy — Dlatego muszę ją zabrać. Nie zamierzam słuchać tej całej Organizacji.
— Ty... Wiesz? — Przez chwilę Anna wydawała się zbita z tropu, podobnie jak Lou — W takim razie popełniasz przestępstwo. Jeśli stąd pójdziesz, nikomu nic nie powiem. Jeśli zostaniesz, zgłoszę to do NOK'u.
— Przyszedłem po Lou. — uśmiechnął się niewinnie Rough, co sprawiło, że Anna zacisnęła mocno pięści.
— Nie nie doceniaj mnie — warknęła.
Lou pierwszy raz widziała ją w takim stanie. Czoło miała mocno pomarszczone, szczęki ściśnięte i gdyby wzrok mógł zabijać — Rough już dawno leżałby martwy. Zrobiła kilka kroków do przodu, a świetliste kule podążyły za nią. Nagle zatrzymała się, a Lou usłyszała jedynie szczęk metalu. W dłoni Anny znajdowało się coś, co przypominało krótki, nieco wygięty miecz. Lub długi sztylet. Lou nigdy nie miała do czynienia z żadną bronią, więc nie potrafiła określić, czym to było. Nie potrafiła również określić przeciwnika Anny. Rough znajdował się kilka metrów dalej, a Lou mogłaby przysiądź, że dziewczyna właśnie sparowała atak.
— Ty... Zatrzymuję cię pod zarzutem ukrywania Macierzy oraz wykorzystywania Wyżeraczy. Zostaniesz przeniesiony do NOK'u. Od teraz, nie masz żadnych praw! — powiedziała Anna głośno i wyraźnie.
Lou przyglądała się temu zmieszana. Bez względu na to, co zrobił jej przyjaciel, nie mogą go zamknąć! Rough nie da sobie rady. Boi się wychodzić z domu i zawsze musi być przy nim.
Lou otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w postać cherlawego nastolatka z burzą kędzierzawych, czarnych włosów.
— To nie ja byłam przy tobie, ale ty przy mnie — rzekła, zdając sobie sprawę, kim tak naprawdę jest chłopak.
Anna nie zdawała się przejmować tą podniosłą chwilą i rzuciła się na Rough'a. Znów rozległ się szczęk metalu, jednak zanim zdążył ucichnąć, dziewczyna w przedziwny sposób znalazł się za swoim przeciwnikiem. Będąc pewnym, że dziewczyna zaatakuje właśnie od tyłu, chłopak odwrócił się, lecz wtedy Anna znowu pojawiła się w poprzednim miejscu i rozcięła mu ramię. Rough krzyknął z bólu i objął ramię. Wydawał się Lou znów taki bezbronny i zagubiony.
— Przestańcie — szepnęła Lou, kiedy Anna odepchnięta, wyjątkowo mocno upadła na ziemię — Przestańcie — powtórzyła, jak Rough ledwo uchylił się przed cięciem — Przestańcie! — krzyknęła.
Anna zatrzymała się w miejscu, wciąż trzymając broń wyciągniętą przed siebie.
— Luseanne, nie wtrącaj się — warknęła.
Lou jej nie słuchała. Wpatrywała się jedynie w Rough'a, który zaciskał dłoń na ramieniu.
— Ja zostanę tutaj, ale nie rób już nic Rough'owi.
Anna opuściła broń.
— Nie tak, że dałabym ci odejść. Prawda, Cirin?!
— Sama zaczęłaś ten cyrk — skwitował chłopak.
Dopiero teraz Lou go zauważyła — stał tuż za nią!
— Co myślisz? — Anna wskazała głową na Rougha.
— Wezwał Wyżeracza, aby z tobą walczył. To wystarczy.
Anna zamyśliła się. Broń w jej ręku zaczęła przekształcać się w kulę światła.
Rough niewątpliwie zdał sobie sprawę z beznadziejności swojej sytuacji.
— Nie odsyłajcie go nigdzie. Pozwólcie mu wrócić do domu. — Lou patrzyła to na Annę, to na Cirina.
— Co myślisz, Cirin? — drążyła Anna.
— Myślę, że jestem zmęczony.
Chłopak miną Lou oraz Annę, której wyraz twarzy wciąż pozostawał rozbawiony. Kiedy znalazł się obok Rough'a, przystaną na chwilę.
Wszyscy czworo siedzieli w salonie. Cirin z Lou na kanapie, obok nich Anna na fotelu a przed nimi, na drewnianym krześle, Rough. Chwilę temu Cirin opatrzył mu ranę i nastolatek wyglądał nieco lepiej. Anna zaczęła szantażować go, że ma powiedzieć wszystko o sobie i Lou — inaczej zabierze go do NOK'u. Tak oto Rough skończył na krześle z miną cierpiętnika.
— Moja mama była Macierzą — wyznał w końcu.
— To oczywiste — Zauważyła Anna, rozkładając się w fotelu.
— Ale ty mieszkasz z rodzicami, prawda? — spytała z nadzieją Lou.
— To jest siostra mojej prawdziwej mamy. Mama wiedziała, że mogą mnie też zabrać, więc poprosiła siostrę, aby od początku udawała, że jest w ciąży i później mnie zabrała.
— Sprytna intryga — przyznała Anna, zwieszając nogi przez oparcie — Skąd wiedziałeś o Organizacji?
Rough cisnął mocno zęby — wyraźnie nie chciał o tym mówić. Lou wciąż nie rozumiała, jak ktoś taki jak Rough mógł mieć do czynienia z czymś takim jak Organizacja.
— Skąd wiedziałeś o Organizacji — powtórzyła Anna, przekręcając się na fotelu.
Teraz siedziała przodem do chłopaka z miną mordercy. On jednak wciąż nic nie mówił. Patrzył tylko w podłogę. Lou zrobiło się go szkoda.
— Jeśli nie powiesz...
— Anna, przestań.
Lou zaskoczona spojrzała na Cirina. Jeszcze bardziej zaskoczona była Anna, która wychyliła się z fotela, aby go dobrze zobaczyć . Zanim dziewczyna zdążyła się odezwać, Cirin wyjaśnił:
— Rana się otworzyła — podszedł do Rough'a i pociągnął go za zdrowe ramię — Zajmę się tym.
Anna mruknęła coś i z niezadowoloną miną zapadła się w fotelu. Lou chciała iść z nimi, jednak Cirin od razu odmówił.
Zaprowadził Rough'a do kuchni, gdzie zdjął mu przesiąknięty krwią bandaż. Widząc zmarkotniałą twarz Rough'a, pociągnął mocniej za bandaż, zmuszając, aby chłopak spojrzał na niego. Z wyrzutem.
— Przestań się dołować, inaczej się wykrwawisz — stwierdził Cirin oczyszczając ranę z krwi.
Niewielka jej część zaczęła się zrastać, lecz w chwili, kiedy Rough zaczynał myśleć negatywnie — otwierała się na nowo.
— Miałem pomóc Lou. Ona zawsze była z rodzicami, nie wie, jak wrócić do domu — wymamrotał chłopak — A teraz pomaga mi ktoś taki jak ty.
Cirin uniósł brwi w niemym pytaniu. Po chwili jednak wrócił do wycierania krwi.
— Anna chciała cię zabić. — Chłopak spojrzał na niego z przerażeniem — Użyła bursztynowego ostrza. Służy do zabijania Wyżeraczy.
Rough zwiesił głowę, przez co wyglądał jeszcze posępniej.
Cirin wciąż kontynuował opatrywanie chłopaka. Zdawał sobie sprawę, że zawinięcie jej w bandaż nie przyniesie efektu — prawdopodobnie za chwilę znowu się otworzy. Sięgnął po nóż i przejechał ostrzem po dłoni. Kiedy jego własna krew zaczęła wypływać spod skóry, przyłożył ją do rany Rough'a dociskając mocno. Ten zaś spojrzał na niego zaskoczony i w pierwszej chwili chciał się odsunąć.
— Nie mów, że nie słyszałeś o czymś takim? — spytał Cirin, lecz nie wydawało się, aby oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi.
Mimo wszystko, po pytaniach Rough'a postanowił wyjaśnić mu, o co chodzi.
— Ręka zregeneruje się poprzez krew. Jeśli moja krew, będzie w twojej ranie, wystarczająco blisko mojej rozciętej ręki, zacznie regenerować twoją ranę, myśląc, że jest moja — powiedział bez większych emocji.
Rough przez chwilę przetwarzał wszystkie „moja” i „twoja".
— Widziałem cię we Froije. Dziwne, ale wydaje mi się, że było to tuż przed wybuchem. — Rough otworzył usta, jednak nic nie powiedział.
W końcu Cirin kazał mu iść z powrotem do pokoju.
— Mów Annie, co chce słyszeć — szepnął mu, zanim wyszli.
A Anna była bardzo znudzona oczekiwaniem. Przerzuciła nogi przez oparcie i machała nimi zniecierpliwiona.
— Chcę wiedzieć, skąd wiesz o Organizacji! — rzekła z przekąsem, nie zawracając sobie głowy tym, że jeszcze przed chwilą chłopak krwawił.
Rough usiadł z powrotem na krześle, spoglądając szybko na Lou. Siedziała obok Cirina, patrząc się w podłogę, z przygnębionym wyrazem twarzy.
— Znajomy mi powiedział — rzekł Rough powoli, obmyślając każde słowo.
— Znajomy? Jaki znajomy — drążyła Anna, znów zmieniając pozycję.
— Mamy. Tej prawdziwej. Jak jeszcze mieszkaliśmy na wsi. Po tym, jak zacząłem widzieć Wyżeracze, przyszedł jej znajomy i powiedział mi wszystko — wyjaśnił chłopak.
— Jak on się nazywa? — Anna usiadła prosto.
— Nie pamiętam — powiedział szybko Rough.
— Jak?!
— Nie wiem, naprawdę!
— Nie wierzę ci, powiedź inaczej...
— Przestań, proszę. — Tym razem nie odezwał się Cirin, lecz Lou.
Chociaż jej twarz wciąż była smutna, zaciskała dłonie mocno na kolanach i wyglądała na równie zdeterminowaną.
— Pozwól mu już iść. Rough musi iść jutro do szkoły, jego rodzice będą się niepokoić, niech już wraca.
Anna zacisnęła mocno wargi. Patrzyła na chłopaka spode łba, a ręce splotła na piersiach. Po chwili westchnęła i machnęła ręką.
— Niech już idzie. Ale jak jeszcze raz cię tutaj zobaczę, osobiście zaciągnę cię do NOK'u! — pogroziła.
Lou chciała jeszcze pocieszyć przyjaciela, lecz Cirin zatrzymał ją, a sam wstał i wyprowadził Rougha.
Anna również wstała i tłumacząc coś o spadku poziomu cukru, zniknęła w drzwiach kuchni.
Jak nigdy Lou czuła, że musi porozmawiać z Cirinem. Na domiar złego, Anna też miała taki zamiar. On zaś ustawił pokaźny stosik książek na stole i tłumacząc, że teraz pracuje za dwoje, przez cały wieczór ślęczał nad papierami. Co chwila jednak pokazywała się Anna, pytając: kiedy skończy? czy już skończył? i czy wiele mu do końca zostało? Na każde z tych pytań chłopak miał tę samą odpowiedź — jeszcze nie. Lou zaś schowała się w fotelu między regałem a ścianą. Złapał pierwszą-lepszą książkę i co chwila łypała znad niej na Cirina. A właściwie jego plecy. Po kilku godzinach pracy chłopak zrobił sobie przerwę — aby wysłać niezadowoloną Annę do łóżka. Dziewczyna narzekała, że nie ma dla niej czasu, jednak w ostateczności zgodziła się położyć. Flagowym argumentem ,,za” była pogryziona ręka dziewczyny, a właściwie fakt, że powinna się w swoim stanie wysypiać. Lou wcisnęła się jeszcze głębiej w fotel, udając, że czyta, a tak naprawdę, że w ogóle jej tam nie ma.
Chwilę przed północą Cirin skończył. Lou musiała jeszcze poukrywać się, aż chłopak skończy jeść i wróci z łazienki.
— Jak długo zamierzasz tutaj jeszcze siedzieć? — zapytał, rozkładając kanapę.
— Bo wiesz... — Lou odłożyła książkę i podeszła do niego — wolała, aby Anna ich nie słyszała.
— Czy Anna na pewno nic nie zrobi Roughowi? — spytała, opierając się o kominek.
— Dlaczego mnie pytasz? — Cirin wyjmował pościel ze schowka w kanapie i nie wyglądał na zainteresowanego tą rozmową.
— Wydawał mi się, że Anna cię słucha.
— Źle ci się wydawało — odrzekł od razu chłopak.
Stwierdził jednak, że był dla niej zbyt surowy, szczególnie że dzień temu dziewczyna przyznała, że go nienawidzi, więc postanowił wyjaśnić:
— Anna nikogo nie słucha, nie widzisz tego? — Chłopak ściszył głos — Używa innych jako wymówki, ale tak naprawdę robi, co chce. Nie wydaje mi się, aby w takim stanie jak jest teraz, mogła go ścigać.
— Znasz ją lepiej...
— To, że z nią mieszkam, nie znaczy, że ją znam — mruknął chłopak z myślą, że to koniec rozmowy.
— Chcę, tylko aby Rough był bezpieczny — drążyła dalej Lou.
— On sam potrafi o siebie zadbać. — Spojrzał na Lou — Otworzył przejście do wymiaru Wyżeraczy w samym centrum Froije, aby odciągnąć od ciebie uwagę Tropicieli. Przy okazji jeden z tych Wyżeraczy pogryzł Annę.
— Rough nie mógłby… — Chciała zaprzeczyć Lou.
— Nic nie wygląda tak, jak myślałaś! Przejmuj się sobą! — uniósł się chłopak, jednak zaraz się wycofał. — Lepiej już idź.
Kolejny dzień był o tyle zaskakujący, że Cirin uczestniczył w śniadaniu. Co więcej — nie wydawało się, aby zamierzał w ogóle gdzieś się wybierać. Po skończonym posiłku Anna zaciągnęła go do kuchni pod pretekstem umycia naczyń.
— Nie powinieneś mu pomagać — stwierdziła z wyrzutem, krzyżując ręce.
Wyglądała na bardzo niezadowoloną. Cirin jednak nie miał najmniejszego zamiaru poprawiać jej humoru.
— Jak wolisz — odparł.
Chciał zająć się naczyniami, ale Anna ofuknęła go, że powinien z nią teraz porozmawiać, a nie myśleć o zmywaniu.
— Czego ty ode mnie chcesz? — westchnął chłopak.
— To dziwne, całe to Froije, nie lubię go — powiedziała Anna.
— Co ci miasto zrobiło? — odparł, starając się z całych sił, aby dziewczyna nie usłyszała, jak bezsensowne mu się to wydaje.
— Frojie dostarczyło nam broń, ale przez to jest strefą zero. A oni właśnie z niej są.
— Nie przypominam sobie, aby złota czy bursztynowa broń była produkowana we Froije — Cirin zaczął się powoli zastanawiać, czy z Anną wszystko w porządku.
— Bursztynowa broń służy do zabijania Wyżeraczy od dawien dawna. Broń złota jednak ma krótszą historię — dziewczyna spojrzała przelotnie na Cirina, aby upewnić się, że ją słucha — Wiesz, na obrzeżach Frojie funkcjonowały trzy kopalnie złota. Złota jednak zaczęło być zbyt dużo i wydobycie go stało się bezcelowe. Dlatego zamknęli te kopalnie. I wtedy, wiesz, wielu ludzi we Froije straciło pracę. Miasto podupadło, przestępczość wzrosła drastycznie, a ludzie zaczęli nienawidzić złota. Froije było ponurym, okrutnym miastem. Złoto splamione krwią i nienawidzone przez tylu ludzi stało się zdolne do zranienia Wyżeracza. Aby je pozyskać, przywrócono jedną z trzech kopali - Hetę. Jednak miasto staczało się dalej. Wiesz, pogrążone w samo destrukcji produkowało jedynie złe uczucia. Aby zapobiec kolejnym tragediom, ściągnięto kilkadziesiąt dodatkowych zastępów PioNowców. Strefa zero, rozumiesz. Wyżeracze nie mają prawa się tam pojawiać. — Anna zaciskała mocno palce na przedramionach.
Wydawał się spięta. Nie patrzyła w kierunku Cirina, lecz na korytarz — jakby nagle miało pojawić się tam coś dziwnego.
— Czy ty nie przesadzasz? — westchnął chłopak — Nawet jeśli — to było dawno. Gdyby się coś działo zamknęliby Froije. Dostarczmy Luseanne i zapomnij o Rough'u...
— Nie mogę! Muszę go znaleźć! — sprzeciwiła się Anna głośno patrząc z powrotem na Cirina.
Zaraz jednak ucichła rzucając spojrzenie na korytarz.
— Po prostu go zostaw, mamy Zagrożenie, a on nic więcej pewnie nie zrobi — zapewniał ją głęboko przekonany, że w końcu mu uwierzy.
Ona zaś wyszła z kuchni, kręcąc głową i rzucając, że naczynia należałoby umyć.
Wieczorem Cirin ubrał się znów w mundur i wyjaśnił, że idzie na patrol. Po otrzymaniu licznych wskazówek względem przestrzegania procedur, zniknął.
Lou miała nadzieję, że chłopak szybko wróci — po ich wczorajszej rozmowie i zachowaniu Anny, wolała nie zostawać z nią zbyt długo sama. Lecz Cirin nie wrócił przez całą noc. Do południa również go nie było, co sprawiało, że Anna nerwowo czyściła półki, co chwila pytając się, gdzie on może się tak długo podziewać. Kiedy znów nastał wieczór, Anna chodziła z kąta w kąt, śmiejąc się pod nosem i przeklinając swojego partnera.
Lou siedział w fotelu, przyglądając się jak dziewczyna po raz setny, przestawia zdjęcia na kominku. Chociaż ją też niepokoiła nieobecność Cirina, wolała nie rozmawiać o tym z Anną.
— Może mu coś wypadło? — Tak to sobie tłumaczyła i wyczekiwała jego nagłego pojawienia się.
Pojawił się ktoś inny.
Podłoga jak zawsze skrzypnęła cicho. Lou podniosła głowę, myśląc, że to Anna znów coś przestawia. Koło kanapy stały jednak dwie postacie — dwóch młodych mężczyzn idealnie do siebie podobnych. Lou wcisnęła się mocniej w fotel, czekając, co się wydarzy.
Przybysze najwyraźniej zauważyli ją od razu. Jeden z nich zmarszczył brwi, nadając chłodnemu wyrazowi twarzy jeszcze bardziej przerażający wygląd.
— Kim ty, do cholery, jesteś? — spytał niskim głosem, lustrując Lou spojrzeniem ciemno-niebieskich oczu.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, dwójka gości zachwiał się do tyłu — za przyczyną Anny, która to zarzucając każdemu z nich rękę na szyję, pociągnęła ich z tyłu do uścisku.
— Moje braciszki — przywitała się, mierzwiąc im ciemne włosy.
Przez chwilę Lou była pewna, że na ich twarzach pojawił się cień uśmiechu. Anna zaś uśmiechała się radośnie. Przestała już dusić bliźniaków w uścisku, a złapała ich za dłonie i pociągnęła w swoją stronę, zmuszając tym samym, aby się odwrócili.
— Coś się stało? — spytała — Zazwyczaj tutaj nie przychodzicie.
W pokoju zaległa cisza. Po chwili jeden z braci sięgnął do marynarki i podał coś Annie. Dziewczyna od razu mu to zwróciła.
— Aaach, no tak, listy — powiedziała, jednak wciąż trzymała dłoń na klatce chłopaka — a pod nią owe listy.
— Powinnaś je przeczytać — zauważył bliźniak, obejmując rękę dziewczyny i znów podając jej koperty.
— Wy je przeczytajcie.
Chłopcy spojrzeli po sobie, jednak każdy z nich otworzył jeden list.
— Z powodu nie dyspozycyjności, grupa siódma zostaje zawieszona. Trwające misje zostają przeniesione — przeczytał szybko jeden z nich.
— Informujemy, że Cirin Vener... — przerwał na chwilę drugi.
Anna patrzyła na niego, a z jej twarzy znikał uśmiech.
— Został zatrzymany przez Najwyższy Organ Kontroli. Z powodu podejrzenia popełnienia przestępstwa zostanie on przesłuchany. Do tego czasu będzie przebywał w Instytucie Ochronnym...
Anna uśmiechnęła się raz, krótko, lecz jej twarz od dłuższego czasu nie była już radosna. Patrzyła prosto na bliźniaka, który trzymał list.
— Instytut Ochronny? — powtórzyła niemrawo — Jakie przestępstwo?
— Anna, nie myśl o tym — rzekł drugi z braci, obejmując dłoń dziewczyny.
— Cersa... — Spojrzała na niego, jakby szukając jakiegoś wyjścia — oni... oni go zabiją.
Ale super! Tak świetnie piszesz, że aż kompleksów dostaję. Jestem bardzo ciekawa co się stanie w następnym rozdziale... No nic, będę czekać, weny życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarz!
UsuńPozdrawiam cieplutko :)
Bardzo wciągające :) Czasem nie ma niektórych z literek, ale to nie aż tak bardzo przeszkadza w czytaniu. Czekam na dalsze rozdziały !
OdpowiedzUsuńUsuwam i robię całe formatowanie ręcznie, więc prawdopodobnie wtedy pousuwałam coś, czego nie trzeba o.o .
UsuńDziękuję za komentarz i informację!
Zamiast "nie nie doceniaj mnie" lepiej by brzmiało "nie lekceważ mnie"
OdpowiedzUsuńRzeczywiście czasem brakuje literek, ale to nie przeszkadza ^^
Co duo rozdziału - Cirin, nie umieraj!!! Nie uśmiercisz go, prawda? Prawda?! Za bardzo polubiłam tego gościa żeby przeżywać jego śmierć!
Ogółem - akcją się rozkręca!
Tylko czemu taki króciutki rozdzialik T.T
Dobra, dobra, wiem! Wcale nie jest krótki, ale twoje opowiadanie tak fajnie się czyta :)
Weny! I motywacji, bo często jej brakuje :)
Następny rozdział będzie już szóstym - jak to, nikt ma nie umrzeć?! Przecież to elementarne :D. Aby się dowiedzieć więcej, trzeba czytać - bo ja nie lubię spojlerów.
UsuńDziękuję bardzo :>
No dobra, zniosę śmierć każdego, ale nie Cirina!
UsuńBędę czytać choćbyś miała wstawiać tyko jeden post na rok! ^^
Informuję,że Twój blog oceni stażystka Asenath Waite.
OdpowiedzUsuńkonstruktywna-krytyka-blogow