niedziela, 13 grudnia 2015

01. Ponieważ istnieje Organizacja.

Hej!
W poprzedniej notce się nie przywitałam, więc robię to teraz ^.^  . Mam nadzieję, że ten mój potworek się Wam spodoba. Jeśli wyłapiecie jakieś nieciągłości/cokolwiek - napiszcie mi. Jestem też ciekawa, jakie macie odczucia. Może jakieś przypuszczenia, co będzie dalej? Na razie jednak zostawiam Was z pierwszym rozdziałem.
~~

Deszcz w Frojie nie był niczym niezwykłym. Padał w dzień, w nocy, podczas lata i zimy. Niewiele było dni, kiedy mieszkańcy nie potrzebowaliby parasolek. Pomimo niesprzyjającej pogody, na głównych ulicach zawsze tłoczyli się turyści. Miasto swoimi ogromnymi, ponurymi budowlami przyciągało wielbicieli grozy. Pluwacze, w połowie zeżarte przez czas, łypały z murów, a wysokie kolumny górowały nad miastem. Wszędzie wiekowe budynki zbudowane z ciemnego kamienia, niewiele zaś tych nowszych, bardziej kolorowych, z pozoru posiadających więcej życia. Mimo to do większość kamienic pasowało do określenia ,,zadbane”. Zieleń istniała jedynie na kilku skwerach i ogródkach przy domach w częściach mieszkaniowych. Brak słońca jednak nie pomagał rozwijaniu się roślinności i również ona zostawała ponura. Wszystko było tutaj szare. Po ulicach snuły się opancerzone samochody Pokoju i Obronności, idealnie wpasowując się w atmosferę. Za grubymi, przyciemnionymi szybami, skrywali się Strażnicy, uważnie obserwujący wszystko wokoło. Prężny i potężny organ Prawa i Obronności stał na straży obywateli, będąc jednocześnie ich największą zmorą. Potocznie nazywani PiOnowcami, Strażnicy mieli niemal nieograniczoną władzę. Jedno było pewne: ludzie nie szukali tutaj miejsca do życia.

Lou zaś nie znała żadnego innego miejsca poza Frojie. Nie wyobrażała sobie, że miałaby kiedyś wyjść z domu bez parasolki, nie zobaczyć tak znajomych, szarych samochodów.
— Spóźnimy się.— Powitał ją Rough, nawet na nią nie patrząc.
Bardziej skupiał się na czujnym oglądaniu terenu. Jego blada skóra, jak każdego mieszkańca, była teraz jeszcze bledsza. Lou westchnęła rozkładając parasolkę. Wiedziała, że przyjaciel nie za najlepiej czuje się pod szczelną kopułą PiOnowców. Tego ranka padało zdecydowanie lżej - słaba pociecha. Przygładziła odruchowo jasno-brązowe włosy, które zaczęły się puszyć od wilgoci.
— Zawsze tak mówisz. — Zauważyła nieśpiesznie.
Do szkoły zawsze szli wąską, pochyłą uliczką. Płyty chodnikowe ułożone zostały tutaj nierówno i gdyby nie fakt, że była to najkrótsza droga, nigdy by jej nie wybrali. Ciągnęła się między rzędem kamienic - tymi zadbanymi, jakby świeżo wybudowanymi. Wiele z mieszkań jednak pozostawało pustych, więc rzadko kiedy ktoś tędy przechodził. Mimo to Rough cały czas rozglądał się niepewnie, jego jasne oczy spod czarnej czupryny omiatywały wszystko, co tylko nie wykraczało poza ich możliwości. Ręce miał wepchnięte głęboko w kieszenie. Szedł pokracznie, co przy jego chudej sylwetce nadawało komicznego charakteru. Potęgowała to jeszcze postać Lou, całkiem odmienna od niego. Dziewczyna szła powoli, ale pewnie. Policzki na jej trójkątnej twarzy zrobiły się rumiane od zimna, kształtne usta czerwone od wiatru. Patrzyła prosto przed siebie, małymi, intensywnie zielonymi oczami. Była niższa od chłopaka i bardziej swobodna.
— Słuchaj, Rough. — Chłopak aż wzdrygnął się jednocześnie rzucając spojrzenie na ulicę  Muszę zostać dzisiaj dłużej w szkole...
— P-poczekam na ciebie! — przerwał jej.
— To bez sensu, wracaj do domu.
— Nie, nie, nie martw się tym.
Lou podniosła brew zastanawiając się, jak wiele ,,nie" jest w stanie wypowiedzieć jej przyjaciel w jednym zdaniu.
— Zawsze wracamy razem, jeden raz nic się nie stanie.
— Ale to żaden problem, poczekam na ciebie... I tak nie mam co robić.
— Rough, wracaj do domu. Nie chcę abyś na mnie czekał, rozumiesz? Raz możesz wrócić sam, prawda? Nic się przecież nie stanie.

Chłopak szedł jedną z wielu krętych i wąskich uliczek Frojie. Dookoła ciągnęły się zadbane kamieniczki, tak odstające od nierównych płyt chodnikowych, o których starał się nie potknąć. Rozglądał się uważnie. Deszcz co chwila wzmagał na sile, jednak w tym mieście nie było to coś nowego. Minął go szary, opancerzony samochód PiOnowców. Za chwilę, obok niego, przeszedł nastolatek - rozglądał się nerwowo, szedł jakby mechanicznie, a jego twarz wydawała się nienaturalnie blada. Chłopak przyglądał mu się krótką chwilę. Nagle przypływ energii przeszył jego ciało. Odwrócił się. Przyjrzał się raz jeszcze ulicy, nastolatkowi, spojrzał ponad dachy budynków. Chociaż wszystko wyglądało tak samo, jak jeszcze chwilę temu, chłopak wiedział, że kilka kilometrów dalej ktoś właśnie powala chordy Wyżeraczy. Albo jest powalany. Jakby nie było, wiedział, że nie powinien tam iść. Odwrócił się od źródła wybuchu, cały czas odczuwając jego skutki. Jakby każda komórka jego ciała przyciągała go w tamtą stronę. Odruchowo poprawił kaptur kurtki przeciwdeszczowej, próbując oprzeć się temu uczuciu. Szedł dalej, jednak już rozkojarzony. Nie rozglądał się nawet, a skupił się na płytach chodnikowych. Będzie musiał tutaj wrócić jutro - dzisiaj nic nie znajdzie. Myśl ta była dla niego niewygodna. Nie chciał myśleć, że nic nie znalazł, ponieważ rozkojarzył się tak łatwo. Minął go kolejny szary pojazd. I nieoczekiwanie poczuł coś innego. Jakby przebłysk docierający gdzieś z przodu. Niewielki, jednak silny przepływ energii, migoczący i znikający, aby za chwilę znowu się pojawić. Przyśpieszył kroku całkowicie zapominając o wybuchu. Za chwilę jednak zwolnił, widząc kolejny opancerzony samochód. Niecierpliwość rosła w nim z każdym krokiem i tylko wizja tłumaczenia  Organowi Kontroli, dlaczegóż to narusza spokój Frojie, powstrzymywała go przed puszczeniem się biegiem w dół uliczki. Wreszcie dotarł przed budynek szkoły. Nie miał żadnych wątpliwości, że to, czego szuka, znajduje się właśnie wewnątrz budynku. Przeszedł przez metalową bramę i niewielki dziedziniec. Po środku zostało ustawione popiersie patrona szkoły, teraz słabo rozpoznawalne w ulewnym deszczu. Przez szklane drzwi zobaczył dwie postacie - uczennicę i prawdopodobnie pracownika szkoły. Chłopak postanowił więc poczekać, aż któreś z nich wyjdzie. Nie mógł jasno określić które z nich jest jego celem. Oparł się o ścianę budynku. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął zegarek. Było grubo po 18, więc uczennica powinna już dawno wyjść. Pracownik prawdopodobnie zostanie do 20. Później szkoły pilnują PiOnowcy. Schował zegarek w chwili, kiedy drzwi się otworzyły. Jak tylko postać drobnej brunetki znalazła się poza budynkiem, chłopak wiedział, kogo powinien wybrać. Nie tracąc chwili podskoczył lekko i w następnym momencie znalazł się za plecami dziewczyny. Zanim zdążyła się odwrócić objął ją mocno w pasie unosząc do góry. Otwarta parasolka wysunęła jej się z ręki. Chłopak jeszcze raz podskoczył i kiedy tylko jego stopy przestały dotykać podłoża - zniknął razem z dziewczyną.

Nieprzenikniona ciemność ogarnęła Lou. Straciła grunt pod nogami i przez chwilę miała wrażenie, że się unosi. W ciemności trudno jej było określi gdzie jest góra, a gdzie dół. Jedyne co czuła, to czyjś mocny uścisk w talii. Złapała się tego kogoś, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Nie chciała dać się wchłonąć ciemności, a jednocześnie czuła, że kręci jej się w głowie. Po chwili jej stopy dotknęły czegoś twardego. Wciąż niezdolna aby cokolwiek widzieć, stała nieruchomo. Mocny ból rozsadzał jej głowę, zawroty doprowadzały do mdłości. Obca ręka wciąż ją trzymała i tylko dzięki temu nie przewróciła się. Z czasem jej wzrok zaczął wracać do normy. Wciąż jednak było ciemno. Mogła jedynie określić, że kilka metrów przed nią znajduje się prawdopodobnie ściana.
 Porwana Kiedy tylko ta myśl pojawiła jej się w głowie, szarpnęła się mocno.
Ku jej zaskoczeniu, uścisk od razu puścił. Upadła na podłogę, nie będąc w stanie ustać na wciąż chwiejnych nogach. Czuła się niezwykle słabo. Cała się trzęsła, oddech miała nierówny, a ból wprost rozsadzał jej czaszkę. Miliony myśli kłębiły jej się w głowie i wszystkie skupiały nad jedną - porwana.
 Zamknij oczy, na chwilę.  Usłyszała z tyłu.
Układając w głowie najgorsze scenariusze wzięła głęboki wdech i powoli się odwróciła. Nagle całe pomieszczenie wypełniło się światłem. Dziewczyna odruchowo zamknęła oczy z cichym jękiem. Zakryła twarz dłońmi i czekała. Siedziała na podłodze, zbyt jeszcze słaba by się podnieść, z potwornym bólem głowy, oślepiona światłem. Poczuła jak do oczu napływają jej łzy. Zacisnęła mocno usta. Nie chciała płakać – czy to od światła, czy ze strachu. Nic się jednak nie wydarzyło. Powoli otworzyła oczy. Nieco po skosie, na środku pokoju, stał chłopak i opierał się o proste, drewniane krzesło. Lou rozejrzała się po pomieszczeniu. Był sam. Stół, jakaś szafka i chyba łóżko. Dwoje okien i drzwi. Wyciągnęła rękę w stronę najbliższej ściany chcąc się podnieść. Wtedy również chłopak spojrzał na nią. Dziewczyna była w stanie zobaczyć jego twarz. Lewe oko miał zasłonięte przepaską.
— To leśniczówka — wyjaśnił, jednak Lou nie zareagowała.
Uważnie go obserwując, wstała na nogi. Podparta o ścianę starała się zebrać myśli.
— Usiądź — rzekł chłopak wskazując na krzesło.
Obszedł stół mijając Lou i oparł się o ścianę na przeciwko. Dziewczyna usiadła na wskazanym miejscu.
— Czego ode mnie chcesz? — spytała słabym głosem, nie będąc pewną, czy ją usłyszał.
— Ja miałem cię tylko znaleźć — odparł, wzruszając ramionami.
— Po co? Zrobiłam coś złego? Gdzie ja jestem?
Mnóstwo pytań cisnęło jej się na usta. Z każdym wypowiedzianym słowem czuła się pewniej. Chłopak nie reagował na nią agresywnie.
— Za dużo pytasz. Najlepiej będzie, jak na razie przestaniesz się odzywać — skarcił ją.
Dziewczyna spuściła wzrok, jednak kątem oka dostrzegła jeszcze ubranie chłopaka. Pod kurtką miał coś, co przypominało marynarkę z munduru PiOnowców.
— Jesteś Strażnikiem? — zapytała z nadzieją.
— Nie — odpowiedział jej zaskakująco szybko  Nazywam się Cirin Vener z Organizacji Eliminacji Zagrożenia, ranga D, jednostka siódma.
Sięgnął pod marynarkę i wyciągnął z niej plastikową tabliczkę. Rzucił ją przed Lou. Dziewczyna wzięła przedmiot do ręki odczytując tytuł ,,Dowód przynależności". Niżej widniała nazwa Organizacja Eliminacji Zagrożenia, zdjęcie chłopaka przed nią oraz jego dane. Przejrzała je szybko skupiając się na odwrotnej stronie, gdzie zostało napisane: : ,,Profesja: Tropiciel; Partner: Anna O'kel; Licencje: A, C3, D". Z pewnością nie był on PiOnowcem. Miał za to dziewiętnaście lat. Był więc tylko o rok starszy od niej. Czy mógł być w takim razie w jakiejkolwiek poważnej organizacji? Lou czuła się jeszcze bardziej zagubiona.
— W takim razie, czego ode mnie chcesz? — spytała ostrożnie przesuwając dowód w jego kierunku.
— Nie rozumiesz? Organizacja Eliminacji Zagrożenia. Jesteś zagrożeniem.
Nagle znów poczuła się słabo.
— To... to nieprawda. Nieporozumienie. Pomyliłeś się, na pewno. Muszą być jakieś podstawy, prawda? Jakie masz podstawy?!  Zrobiło jej się bardzo gorąco, policzki poczerwieniały.
Chłopak stał przez chwilę oparty o ścianę, z założonymi rękami. Otworzył usta, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć pomieszczenie wypełniło się cichymi piskiem. Po kolejnych kilku sekundach, przy drzwiach obok stołu, pojawiła się niewielki kula światła. Nagle rozbłysła mocnym blaskiem i w jej miejscu pojawiła się kolejna postać.

10 komentarzy:

  1. Witaj,
    Okey, od czego, by tu zacząć...
    Podoba mi się, że stosujesz opisy, które przecież tak rzadko są wykorzystywane przes blogerów. Zastanawia mnie prolog... Kim był ten biedny chłopak? I czemu Lou została porwana przez Cirina? I kim on do cholery jest?
    Kocówki nie zrozumiałam... Co się takwłaściwie wydarzyło?
    PS. Zapraszam również i do mnie:
    http://zaprzysiezeni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tożsamość biednego chłopaka będzie trzeba jeszcze trochę poczekać. Właściwie to chyba w czwartym rozdziale będzie wprost powiedziane, o kogo chodzi.
      A co do reszty - wyjaśni się w kolejnym rozdziale :D. Chociaż Organizacja będzie odkrywana po kawałeczku.
      Chętnie wpadnę, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Witaj,
    Okey, od czego, by tu zacząć...
    Podoba mi się, że stosujesz opisy, które przecież tak rzadko są wykorzystywane przes blogerów. Zastanawia mnie prolog... Kim był ten biedny chłopak? I czemu Lou została porwana przez Cirina? I kim on do cholery jest?
    Kocówki nie zrozumiałam... Co się takwłaściwie wydarzyło?
    PS. Zapraszam również i do mnie:
    http://zaprzysiezeni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, bardzo zaciekawiła mnie twoja praca. Czekam na kolejny rozdział. Lekkie przejęzyczenia. Zapraszam na mojego bloga (dopiero zaczynam)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie piszesz. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne części. Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    zycieakcja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostanę na pewno! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarze! Bardzo się cieszę, że zostaniesz ;). Miło mi również, że podoba Ci się mój ,,potworek". Mam nadzieję, że tak zostanie :D.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Coś wiem więcej i nadal nie wszystko, co chce. Ale to dobrze! Zawsze wracam po więcej, bo tajemnica wciąż jest. Nie wiem kim jest tajemniczy gość, który porwał Lou. Sądziłabym, że tym z prologu, ale on miał pocięte stopy, więc nie wiem czy dałby radę i czy ominęłabyś fragment jego sesji, czy też powiedzenia nam, kim jest ten gość, który go chciał. Niezmiernie dziwne wydawało mi się to, że dziewczyna chce wrócić sama. Po co aż tak nalegała? Myślałam, że chciała się gdzieś udać. No ale chyba nie. Chyba, że coś niebezpiecznego robiła w szkole. No, ale też nie wiem. Cóż poczytam to się dowiem :D. Muszę przyznać, że miło mi się czyta. Ładnie piszesz i chętnie zostanę :). Umiesz przedstawić świat. Chociaż niektórych rzeczy jeszcze nie wiem, ale to normalne, że nie sypniesz wszystkim na wstępie.

    "Mimo to do większość kamienic pasowało do określenia ,,zadbane”." --> bez pierwszego "do"
    "Nie mógł jasno określić które z nich jest jego celem." --> brak przecinka przed "które"
    Poza tym zauważyłam, że zdarza Ci się nie stawiać przecinka przed "więc", co jest kary godne!xD No i nie widzę akapitów :(

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Kursor pochodzi ze strony profilki.pl/strzalki/strzalki/Normal.cur